Za protekcją Hanki Olczakowej naczelny architekt Nowej Huty p. Bogumił Korombel wiezie nas na jej zwiedzenie. Zaczynamy od opactwa cystersów w Mogile. Oprowadza nas młody zakonnik. Także za sprawą Hanki wie, kim jestem, wyraża radość, że ich chór nagrał „Te Deum” i żałobne „Vigilie” do mego dramatu – a w stronę pana Bogumiła: „Niechże to będzie nasz wkład w uroczystości 10-lecia Nowej Huty”. [...] Opactwo pocnhodzi z XIII wieku – większość cystersow przyszła do nas za Krzywoustego, który sprowadzał ich głównie z Francji. I ci są pochodzenia francuskiego. Wielekroć – jak wszystkie – przebudowany kościół i klasztor ma jeszcze fragmenty prastarej budowy wczesnogotyckiej, a nawet romańskiej. Uroczy zakątek ciszy i skupienia. W zielonościach długiej ścieżki ogrodu – sylwetka zakonnika.
Potem jedziemy do Kombinatu. Koksownia. Komory z „plackami” sprasowanego węgla, automatycznie wypylają koks do specjalnych pękatych wież, w których koks jest chłodzony wodą. [...] Potem marsz przez blisko kilometrową walcownię. Zastraszający upał. Obserwujemy, jak haki suwnicy – jeden za ucho, drugi pod spód chwytają „kubek” ze stu tonami płynnej rudy i wylewają to do rezerwuaru. Fontanny białych iskier jak monstrualny „zimny ogień” choinki. [...] Podobno w Nowej Hucie zmniejszyła się też przestępczość i te wszystkie złowrogo ujemne zjawiska, jakim dał wyraz Ważyk w swoim „Poemacie dla dorosłych”. Wytworzył się pewnego rodzaju patriotyzm nowohuciański. Ludzie dobrze zarabiają, więc są i lepsi. Tu sprawdza się teza marksistowska „byt określa świadomość”. A świadomość z kolei, będzie wpływać na byt. Partyjni mówią: „Niechby Ważyk teraz to zobaczył”. Anna zauważa słusznie: „Jestem jak najdalsza od entuzjazmu dla Ważyka, ani przedtem, ani potem – ale kto wie, czy bez wiersza Ważyka wzięto by się równie energicznie do naprawiania zła”.
Potem mechaniczne zgniatacze obrabiają bryłę, tną ją na coraz cieńsze kostki – aż w końcu wypływa taśma blachy jak purpurowa sztywna rzeka. Cała produkcja jest zautomatyzowana. Robotników prawie nie widać, kierują tylko automatami, a jednak pracuje tu kilkanaście tysięcy ludzi. Nad wielkimi piecami piętrzącymi się niby zamczysko potężnego czarnoksiężnika – ceglastoróżowa mgła z rudy. Przesłania twarde zarysy pieców, że zdają się niby już transponowaną na sztukę kompozycją malarską.
Nie chcemy już nic więcej oglądać. Oprowadzający nas inżynier bardzo miły, chełpi się jednak głównie zieleńcami, które przetykają nie tylko osiedle Nowej Huty, ale i cały groźny teren Kombinatu. Powiada, że nawet Amerykanie zwiedzający Hutę dziwią się tym zieleńcom. Powiadają: „Można widzieć większe huty i o większej produkcji, ale takich zieleńców na terenie zakładów nie ma nigdzie na świecie”.
Nowa Huta, 19 czerwca
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1955–1959; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Gdy my teraz w Warszawie tak często prosimy a prosimy: „Bracia nasi, którzy w tej chwili macie władzę w Polsce, nie przeszkadzajcie nam budować świątyń, bo są potrzebne, bo się miasto rozrasta, bo ludzie stoją na ulicach”. W tej chwili potrzeba by zacząć, w tej chwili budować w Warszawie przeszło 30 świątyń. Bo jest w tej chwili 12 parafii w Warszawie, które są bez świątyń. Tylko się gdzieś tam gnieżdżą, w jakichś ciasnych domkach, a to są parafie niekiedy kilkudziesięciotysięczne. Znacie straszliwie bolesną przygodę Nowej Huty, miasta prawie stutysięcznego, które jest bez świątyni. Chociaż obietnic było dużo.
Warszawa, kościół św. Jakuba, 24 września
Instytut Pamięci Narodowej, sygn. BUiAD 304.
Najpierw przywieźli ten wielgaśny kamień, na którym miał stanąć [pomnik Włodzimierza Lenina] [...]. A rano, było jeszcze ciemno, przywieźli tę bryłę. Podeszłam do okna, bo hałas się zrobił, i patrzyłam. Najpierw to leżało na boku, a ludzie chodzili dookoła i palili papierosy, tak chyba z godzinę. Wreszcie to coś zaczęło się ruszać. A brzydkie takie... Łyse, grube, skośne oczy, nos rozpłaszczony. Myślę: „Chryste, diabła przywieźli, z samego piekła”. Nie żeby mi idelogicznie przeszkadzał, ale tak jakoś wtrącił się w życie.
Nowa Huta, 17 kwietnia
Renata Radłowska, Od Lenina do Lenina, „Gazeta Wyborcza”, 9–10 września 2000, za: Praca Aleksandry Kalisz na konkurs Historii Bliskiej Osrodka KARTA, „Karta”, nr 43.
18 kwietnia 1979 pojechałem w delegację służbową do Krakowa, gdzie miałem wziąć udział w jakiejś dyskusji o młodzieży w klubie Pod Jaszczurami czy też o dyskusji napisać do „Sztandaru” [...]. A zapomniałem pewnie dlatego, że tego samego dnia w pobliskiej Nowej Hucie okulawiono towarzysza Lenina. [...]
W okolicach Sukiennic zapanowała powszechna radość, zwłaszcza że pierwsze, przenoszone pocztą pantoflową, wiadomości mówiły o całkowitym zniszczeniu pomnika, co miało się okazać przesadą. Podobno ładunki wybuchowe założone zostały nie w tym miejscu, co trzeba, w każdym razie urwały Leninowi odchyloną nogę, wybiły szyby w okolicznych domach przy alei Róż, a także — co zaakcentowała Polska Agencja Prasowa, wydając w końcu stosowny komunikat — raniły pięć osób.
Gdy z moim imiennikiem z Jaszczurów, próbującym dziennikarskiego fachu w tamtejszym oddziale telewizji, przyjechaliśmy do Nowej Huty, o żadnych ofiarach nikt nie mówił. Wszędzie za to było pełno milicji, która nie dopuszczała nikogo w pobliże pomnika. Że jednak profesor Konieczny zaprojektował go jako bardzo okazałą postać, kontuzja Uljanowa widoczna była gołym okiem. Ponieważ bohater opowieści Zoszczenki spoglądał na południe, wyraźnie krocząc w tym kierunku, ludzie krzepili się wiadomością, że „bez nogi do Poronina nie dolezie, krucyfiks”.
Kraków-Nowa Huta, 18 kwietnia
Krzysztof Masłoń, Bananowy song. Moje lata 70., Warszawa 2006.
Chrześcijaństwo i Kościół nie boi się świata pracy. Nie boi się ustroju pracy. Papież nie boi się ludzi pracy. Zawsze byli mu szczególnie bliscy. [...]
Współczesna bowiem problematyka ludzkiej pracy (czy zresztą tylko współczesna?) ostatecznie sprowadza się — niech mi to darują wszyscy specjaliści — nie do techniki, i nawet nie do ekonomii, ale do jednej podstawowej kategorii: jest to kategoria godności pracy — czyli godności człowieka. I ekonomia, i technika, i tyle innych specjalizacji czy dyscyplin swoją rację bytu czerpią z tej jednej podstawowej kategorii. Jeśli nie czerpią jej stąd, jeśli kształtują się poza godnością ludzkiej pracy, poza godnością człowieka pracy, są błędne, a mogą być nawet szkodliwe, jeśli są przeciw człowiekowi.
Nowa Huta, 9 czerwca
Jan Paweł II, Pielgrzymki do Ojczyzny. Przemówienia i homilie, Kraków 2005.
Składamy dzisiaj na Wasze ręce gorące pozdrowienia i podziękowania dla wszystkich ludzi teatru, którzy wytrwale i nieugięcie bronią godności i dobrego imienia polskich aktorów. Wasza determinacja, odwaga i ofiarność są dla całego Narodu wzorem i przykładem solidarności. Oręż, którym dla każdego aktora jest ogień słowa, zastąpiliście, jak skutecznie, lawiną milczenia, które jest Waszą odpowiedzią na podeptanie ludzkiej godności i ludzkich praw. Zdajemy sobie sprawę z trudów Waszej walki i popieramy ją z całego serca. Będziemy pomagać Wam w tym, aby Wasz talent i sztuka nie był[y] wykorzystywane do niegodnych celów. Dziękujemy Wam z całego serca.
Nowa Huta, 27 marca
Wiesław Zabłocki, Stan wojenny w Małopolsce, Kraków 1994, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Strajk zrobiłem w trzy godziny, od 5:30 do 8:30. Z tym że pracowałem nad strajkiem miesiąc, prowadząc wiele rozmów i kodując ludziom konieczność takiego protestu. Ale we wtorek, 26 kwietnia rozmawiałem już tylko z konkretnymi osobami, które były potrzebne do zahamowania produkcji: z ludźmi na mostkach, z suwnicowymi. Na halach maszyn nie gadałem ze służbą ruchu, ale gdy włączyłem czerwono światło i krzyknąłem: „Strajk!”, wszyscy się znaleźli.
Nowa Huta, 26 kwietnia
Podobno kombinat w Nowej Hucie obstawiony jest czołgami i milicją. Może nie ośmielą się ich użyć, bo pogotowia strajkowe wszędzie i zakłady gotowe są do strajku, w razie podjęcia siłowego rozwiązania konfliktu.
Co z tego wszystkiego wyniknie… Jaruzelski się nie cofnie i nie zacznie konkretnych rozmów ze społeczeństwem, z „Solidarnością”, z opozycją. Władze nie mają na to odwagi.
Warszawa, 1 maja
Teresa Konarska, dziennik ze zbiorów Archiwum Opozycji Ośrodka KARTA.
Wyciągnąłem długopis i od razu zaczynam: „Ile?” (jak w Brygidzie rozmawiałem z Wałęsą, mówił: „Aloś, robotnikowi postaw najpierw pieniądze”). „No, trzy dychy” — mówią. „Bądźcie poważni!” — „A, złociutki, co to dzisiaj jest”. Ja mówię: „Piętnaście do dwudziestu, zgoda?”. Zapisałem: „Podwyżka zarobków o 15.000-20.000 zł”. I dalej: „A jako drugie proponuję «Solidarność», gwarant, że będzie można powalczyć o dalsze pieniążki”. — „A, tak jest, «Solidarność»!” — „W Nowej Hucie mogło tego postulatu nie być, czaili się, ale w Stoczni?...”. „Przywrócenie NSZZ «Solidarność» w Stoczni Gdańskiej” — zapisałem. […] I: „Zwolnienie więźniów politycznych”. „I żeby mogli wrócić do Stoczni nasi koledzy, co?”. Zanotowałem: „Przyjęcie do pracy zwolnionych za przekonania”. A jako piąte: „Nierepresjonowanie strajkujących”. […]
Było gdzieś kwadrans po pierwszej. Dyrektor [Czesław] Tołwiski zaprosił mnie do gabinetu. „Ale ci panowie — nie” — mówi. Wepchnąłem ich, chodziło o świadków. W gabinecie siedziało dwóch ubeków, opasłych dobrze, najpewniej pułkownicy, bo tacy nażarci. […]
Dyrektor dostał telefon. „Co to ma znaczyć, panie Szablewski, bramy zamykają”. Ja mówię: „Przecież jest strajk, mają być otwarte?”. — „Ale sprawę podwyżek jutro wyjaśnimy.” — „Panie dyrektorze, wobec tego do jutra postrajkujemy, do widzenia”.
Stocznia Gdańska, 2 maja
Tomasz Tabako, Strajk 88, Warszawa 1992.
Nagle koledzy znajdujący się najbliżej drzwi zaczęli krzyczeć: „Wychodzimy, wjechało ZOMO!”. Zomowcy z pałami, łomami i siekierami weszli na rozdzielnię i zaczęli krzyczeć: „Padnij, nie ruszać się!”. Chłopcy z rozdzielni padli na ziemię. Zomowcy weszli do środka i zaczęli rozbijać drzwi, wyważać je łomami, tłuc szyby w oknach. […] Staliśmy tak otoczeni przez milicję z pałami i z wycelowaną w nas bronią.
Nowa Huta, 5 maja
Szanowny Panie Generale,
W nocy 4/5 maja byłem świadkiem pacyfikacji strajkującego Kombinatu nowohuckiego, przeprowadzonej przez podległe Panu oddziały ZOMO i SB. W czasie tej pacyfikacji dokonano zbezszczeszczenia obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, który przez zomowców został zrzucony ze ściany fabrycznej walcowni zgniatacza. Również na walcowni blach rozbito ołtarz polowy, na którym odprawiałem mszę świętą i połamano metalowy krzyż. Natomiast na walcowni karoseryjnej zrzucono ze ściany i połamano obraz ś.p. ks. Jerzego Popiełuszki. Pańscy podwładni rozsypali i podeptali przygotowane do mszy świętej szaty liturgiczne, hostie i komunikanty. Połamali też polskie flagi narodowe, porozwieszane w różnych halach. W czasie akcji sił milicyjnych byłem świadkiem bicia robotników, nawet tych, którzy już zostali złapani i nie stawiali oporu. Wśród pobitych były też kobiety. Liczę, że Panu, jako oficerowi, nie zabraknie odwagi, aby we właściwy sposób ustosunkować się do opisywanych przeze mnie faktów.
6 maja
„Hutnik” nr 17/165, z 9 maja 1988.